W czwartek, 19. listopada, przed południem przed Kancelarią Premiera w Warszawie pojawił się kolejny w mieście fotoradar. Nie było to jednak standardowe urządzenie, którego celem jest nakłdanie mandatów na kierowców. Fotoradar stanął tam z inicjatywy i na potrzeby akcji stowarzyszenia Miasto Jest Nasze.

Zarówno data przeprowadzenia akcji jak i jej miejsce nie są przypadkowe. Społeczna kontrola prędkości została zorganizowana równo rok po expose premiera Mateusza Morawieckiego, w którym zapewniał, że jako jeden z priorytetów, obiera dla nowoformowanego rządu bezpieczeństwo pieszych.

Rząd podjął działania w celu zmiany przepisów, jednak dotąd nie zostały sfinalizowane. W styczniu został przygotowany projekt zmian w Kodeksie drogowym- obejmował m.in. zaostrzenie kar dla kierowców łamiących przepisy. Projekt zakłada utratę prawa jazdy przy przekroczeniu prędkości o 50km/h w stosunku do dozwolonej także poza terenem zabudowanym oraz zunifikowanie dobowej dopuszczonej prędkości (aktualnie w godzinach nocnych ograniczenie prędkości w terenie zabudowanym wynosi 60km/h). Projekt miał zostać wcielony w życie z dniem 1. lipca, jednak do tej pory nie uchwalono nowelizacji.

Źródło: screen Youtube Polskie Radio
M. Morawiecki podczas zeszłorocznego expose; Źródło: screen Youtube Polskie Radio

Marta Marczak, rzeczniczka stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, podkreśla, że rząd zwleka z nowelizacją przepisów mimo, że Polska przoduje w statystykach mówiących o śmiertelności w wypadkach na drogach. W 2019 roku na naszych ulicach zginęło średnio 77 osób na milion mieszkańców, co daje trzecie miejsce w Europie po Rumunii i Bułgarii. Jednocześnie unijna średnia w tym zakresie to 51 osób, aż w połowie krajów Unii Europejskiej w wypadkach drogowych ginie mniej niż 50 osób na milion mieszkańców, a 10 krajów może pochwalić się wynikiem poniżej 40 ofiar- cytuje Marczak portal TVN24. Już wiemy, że tegoroczne statystyki w Warszawie będą bardziej pesymistyczne niż przed rokiem, kiedy to na warszawskich ulicach zginęło 35 osób. W tym roku tylko do 1. października ofiar było już 38. Statystyki potwierdzają, że najczęstszą przyczyną wypadków w naszym kraju jest nadmierna prędkość. MJN przytacza także wyniki badań ITS- dowodzą one, że 90% kierowców, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jedzie z prędkością większą niż dopuszczona.

MJN przypomina, że UE narzuca krajom członkowskim do zrealizowania określone cele w obszarze polityki bezpieczeństwa ruchu drogowego. Docelowo kraje członkowskie mają całkowicie wyeliminować śmiertelne wypadki. Ten cel mamy osiągnąć do 2050 roku. Póki co, plan na lata 2021-2030 zakłada zmniejszenie liczby poważnych obrażeń odniesionych w wyniku wypadków drogowych oraz liczby ofiar śmiertelnych o połowę.

Radar ustawiony przy Alejach Ujazdowskich, gdzie gołym okiem widać, że samochody poruszają się z prędkością większą, niż dopuszczalna, udowodnił, że nagminnie łamane są tam przepisy, a kierowcy zachowują się skrajnie nieodpowiedzialnie. Radar pracował przez niecałą godzinę i pozwolił udowodnić, że ponad 70% kierowców przekraczało w tym miejscu dozwoloną prędkość. Aktywiści dwukrotnie tego dnia byli świadkami, jak rozpędzone do 100 km/h auto przejeżdża przez przejście dla pieszych bez sygnalizacji.

Źródło: screen Youtube CONRAD
Tylko połowa kierowców przyłapanych przez fotoradar płaci mandat; Źródło: screen Youtube CONRAD

Aktywiści podkreślają, że większość przypadków przekraczania prędkości udokumentowana przez polskie fotoradary ulega przedawnieniu, a co za tym idzie kierowcy dopuszczający się wykroczeń nie ponoszą w takich przypadkach żadnych konsekwencji. Kolejnym aspektem sprawy jest taryfikator mandatów, który nie zmienił się od 16 lat.

"Życie" przypomina: Kiedy możliwy jest powrót dzieci i młodzieży do szkół? Wiceminister edukacji, Dariusz Piontkowski zabrał głos w tej sprawie


O tym pisaliśmy ostatnio: Jak ostatecznie będzie wyglądać tarcza branżowa? Kto zostanie zwolniony z opłat, a kto otrzyma dodatkowe wsparcie finansowe


To może Cię zainteresować: Czy faktycznie sytuacja związana z koronawirusem w naszym kraju uległa poprawie? Ekspertka chorób zakaźnych jest innego zdania